Od poniedziałku do piątku każdy poranek , przed wyjściem do pracy ma dokładnie taki sam przebieg, każde zadanie określone ramami czasowymi musi być wykonane z ściśle wojskową precyzją.
Pierwszy dzwonek 5:45, Ruda wstaje -cichutko aby nie zbudzić Jaśka który często o tej porze okupuje już nasze łóżko – i znika w łazience na 40min, w międzyczasie powoli zaczyna rozpętywać się piekiełko.
Godzina 6:00 rano. Jasiek już nie śpi i zaczyna uciekać (żeby przypadkiem go nie przebrano) chwilę później wstaje Misiek – lub nie, czasem wcale nie łatwo wyciągnąć młodego z łóżka.
W tym momencie czas zaczyna przyspieszać…
Godzina 6:30 rano, robię kawę, śniadanie, kanapki do pracy i karmię psa, w międzyczasie ze trzy razy odczepiam Jaśka od nogawki, biegnę do pokoju podać Miśkowi śniadanko i włączyć minimini a także obowiązkowo sprawdzić jaka bajka będzie następna.
Jest już 6:38 rano. Ruda próbuje ubrać Miśka, niestety rzadko kiedy można liczyć na współpracę z jego strony (na szczęście już nie trzeba przewlekać dużych zabawek przez rękawy).
Rzucam okiem na zegarek jest 6:45, łazienka znów zajęta, Ruda suszy włosy. Poganiam ją bo grunt zaczyna mi się już palić pod nogami.
Jest już 6:47 , wybiegam z kuchni potykam się o psa, przeskakuje Jaśka i wpadam do łazienki. Dokładnie o 6:48 wskakuję pod prysznic zajmuję to około 58 sekund, następnie jedną ręka myje zęby jednocześnie ubierając koszulę i buty. Bardzo szybko ściągam buty z powrotem bo zapomniałem o spodniach sic!
Wpadam do garderoby gdzie zderzam się z Rudą która się po raz drugi dzisiaj przebiera – kobiety są z innej planety
Wreszcie gotowy! O godzinie 6:56 żegnam się czule z całą ekipą i przepychając się z Yuki pod drzwiami wybiegam z domu pędząc na przystanek ile sił w nogach!
Bus przyjechał punktualnie o 6:57.
Wsiadając do busa uzmysłowiłem sobie że znowu pobiłem swój życiowy rekord – nie oddychałem ostatnie 15 minut… nie miałem czasu.
Ruda wciąż mi powtarza: „a wystarczy wstać kilka minut wcześniej”, chyba ma rację, ale dla mnie każde dodatkowe 5 minut snu jest bezcenne…